Za
takie teksty [1] jak tu [2] - któryś rok do tyłu - można było co najwyżej
naczytać się słownictwa poniżej pasa i zaliczyć bana. Stare "konie" często dinozaury po 40 czy 50 lat "ściśle"
pilnowały interesu - wszelkie wzmianki o losowości, hazardzie,
niemożliwości systematycznego zarabiania na forexie itp. lądowały od
razu w koszu. Żaden nawet się nie zająknął, że detaliczny forex to scam -
zwyczajne zakłady bukmacherskie - twardy hazard, w którym łatwo stracić
więcej niż się postawiło. Bez żadnych skrupułów rozprowadzali "działki"
forexu niczego nieświadomym młodym ludziom. Ilu się uzależniło? Ilu
potraciło ostatni grosz? Musieli mieć niezły ubaw z kolejnych pokoleń
naiwniaków łapiących się na ich "dezinformację" o łatwości
zarabiania na forexie. I ze mnie też. Tak wszystko ukrywali, że sporo
czasu zajęło mi domyślenie się o co w tym chodzi, a i tak nadal nie wiem
prawie nic.
Teraz
jest już troszkę lżej. Zakazane do tej pory pojęcia, tematy wychodzą
powoli na światło dzienne. Walka z konkurencją nazywana jest teraz walką
ze scamem. Zawsze coś. Chcą docelowo zmałpować to forum?
Z
tej perspektywy mogę sobie powiedzieć - warto było. Trudno powiedzieć
jak szybko doczekamy czasów, kiedy detaliczny forex znajdzie się na
właściwym dla siebie miejscu. Czy będzie kiedykolwiek u nas dyskusja nad
całkowitym zakazem tego procederu. Oczywiście odgórne zakazywanie
ludziom tracenia pieniędzy wydaje się pomysłem niedorzecznym.
Zawsze możecie sprawdzić stan rzeczy. Wystarczy na jakiejś "poważnej" stronie forexowej zamieścić link do tego forum i poczekać jak szybko zostanie usunięty.
... a (na Forexie) wiosna ... Лавика - В городе весна
---------------------------------------
[1] Autorka wspomina swoją aktywność na popularnym forexowym forum.
[2] Mowa o prowadzonym przez autorkę forum.
Bucket
shops specializing in stocks and commodity futures flourished in the
United States from the 1870s until the 1920s. Edwin Lefevre, who is
believed to have been writing on behalf of Jesse Lauriston Livermore,
describes the operations of bucket shops in the 1890s in detail. In the
United States, the traditional pseudo-brokerage bucket shops came under
increasing legal assault in the early 1900s, and were effectively
eliminated before the 1920s. However, the term came to apply to other
types of scams, some of which are still practiced. They were typically
small store front operations that catered to the small investor, where
speculators could bet on price fluctuations during market hours.
However, no actual shares were bought or sold: all trading was between
the bucket shop and its clients. The bucket shop made its profit from
commissions, and also profited when share prices went against the
client. The terms of trade were different for each bucket shop,
but bucket shops typically catered to customers who traded on thin
margins, even as low as 1%. Most bucket shops refused to make margin
calls, so that if the stock price fell even momentarily to the limit of
the client's margin, the client would lose his entire investment.
The
highly leveraged use of margins theoretically gave the speculators
equally large upside potential. However, if a bucket shop held a large
position on a stock, it might sell the stock on the real stock exchange,
causing the price on the ticker tape to momentarily move down enough to
wipe out its client's margins, and the bucket shop could take 100% of
their investments.
Poniżej na grafice opis bucket shop'u za Wydawnictwem Linia. Opis pochodzi z darmowego fragmentu pozycji "Wspomnienia gracza giełdowego". Wydanie z komentarzem" ("Reminiscences of Stock Operator. Annotated Edition"). Pierwsze wydanie w 1923 roku. Przeczytajcie ...
Fabularyzowana
biografia jednego z najbardziej znanych spekulantów wszech czasów
-Jesse Livermoore'a. Jesse Livermoore działał na rynkach akcji i towarów
na początku dwudziestego wieku. Jest autorem wielu zasad i powiedzonek,
które weszły do języka wielu traderów. Nowe wydanie zawiera komentarze
wyjaśniające wydarzenia i postaci historyczne.
W
powyższym krótkim streszczeniu książki "Wspomnienia gracza giełdowego" niestety nie ma wzmianki o tym, że skoro Jesse
grał również przez Bucket Shop (u buka) to tak naprawdę nie działał na
rynkach akcji i towarów tylko uprawiał czysty hazard - zakładał się o
kursy. Poprzednie wydanie książki nie zawierało żadnej informacji jak
skończył. Mam nadzieję, że to zawiera.
Złoty
okres bucket shop'ów w Hameryce to lata 1870-1920. Potem zaczęto
wprowadzać ograniczenia i zakazy na organizowanie tego typu "kotłowni" np. obecnie w USA gra na forexowych CFD jest nielegalna - firmy łapią klientów z innych krajów. Dla porównania polecam film "Ryzyko" (Boiler room) przedstawiający schemat działania współczesnych "kotłowni" organizowanych w formie call center na przykładzie słynnej "kotłowni" J.T.Marlin. Z Wikipedii:
Seth Davids, podejmuje współpracę z małą, nieznaną szerszej publice, ale niezwykle dynamiczną, firmą inwestycyjną JT Marlin. Firma zatrudnia bardzo młodych ludzi, obiecując im zarobki rzędu miliona dolarów w ciągu pierwszych trzech lat. Ich praca to głównie sztuka manipulacji, którą Seth opanowuje do perfekcji, stając się jednym z czołowych pracowników firmy. W tym samym czasie FBI podejmuje tajne śledztwo wobec JT Marlin.
Spokojnie. W Polsce forexowe "kotłownie" mogą działać na razie legalnie.
"... doświadczenie dziesiątków lat spędzonych na parkiecie przekonało mnie ponad wszelką wątpliwość,
że nikt nie jest w stanie stale i konsekwentnie pokonywać rynku..."
Wspomnienia gracza giełdowego
Jesse Livermoore szczyt kariery giełdowej osiągnął w 1929 roku -
100.000.000$. Pięć lat później był już bankrutem. Po kolejnych 6 latach
strzelił sobie w głowę. W grze giełdowej nie cofał się przed
manipulacjami. Zajmował pozycje w bucket shop'ach po czym "przepychał" kurs na giełdzie. Przyznacie - jedna dziura w głowie to trochę słaby "zarobek" jak na 48 lat grania (zaczął w wieku 15 lat).
Co mnie z nim łączy? Potrafił grać bez patrzenia na wykres. To tak jak ja.
Złote zasady
Złote zasady wyprowadzone z austriackiej szkoły ekonomicznej:
nie pożyczaj czego nie masz
nie sprzedawaj czego nie posiadasz
Z tej perspektywy współczesny system finansowy oparty na rezerwie cząstkowej to jedna wielka "kotłownia". Banki mogą pożyczać pieniądze, których nie mają. Skotłują Cię reklamami i wpadasz do finansowego "kotła".
W
złotych czasach BS o internecie nikt jeszcze nie słyszał. Szczytem
dostępnej techniki był telefon i telegraf. Aby złożyć zlecenie na
giełdzie należało dodzwonić się do maklera. On przekazywał je na
parkiet. Makler na parkiecie realizował zlecenie. Cała operacja w
zależności od przepustowości łączy i obciążenia mogła trwać od 0,5
godziny do wielu godzin. W międzyczasie cena akcji czy innego papieru
wartościowego mogła się znacznie zmienić nie dając gwarancji wykonania zlecenia
po założonej cenie.
W bucket shop'ach ceny giełdowe były
odczytywane z telegrafu. Po podaniu ceny osoby zgromadzone w
bucket shop'ie mogły od razu otwierać lub zamykać zakłady o przewidzenie kursu.
Nie zawierano rzeczywistych transakcji kupna-sprzedaży instrumentu
finansowego. Rozliczana była jedynie różnica kursu pomiędzy otwarciem i
zamknięciem zakładu obciążona "prowizją" dla bucket shop'u.
W BS handlowano na zasadzie depozytu zabezpieczającego (lewarka). W ten sposób "golizna"
mogła poczuć się giełdowymi rekinami. Mogła otwierać zakłady mając w
kieszeni ułamek rzeczywistej wartości obstawianego instrumentu.
Właściciele BS nawet nie musieli specjalnie "kombinować". Im mniejszy był ustanowiony depozyt zabezpieczający tym było łatwiej - nawet niewielka zmiana kursu - wyrzucała niedoszłego "rekina" za burtę rynku, a cała kasa zostawała w rękach właścicieli BS.
Oczywiście BS nie cofały się przed praktykami "naginania" kursów. Znając złożone zakłady albo zajmowały odpowiednio dużą pozycję na giełdzie w celu "przepchnięcia" kursu w korzystnym dla siebie kierunku albo wręcz fałszowały odczyt z taśmy telegrafu. Klienci (szczególnie w mniejszych miejscowościach) nie mieli gdzie i jak sprawdzić na bieżąco czy podawany kurs
jest zgodny z tym na giełdzie. Przy mocno "zlewarowanych" pozycjach niewielka nawet chwilowa zmiana kursu powodowała, że gracze zostawali bez pieniędzy.
Forexowy bucket shop ma łatwiej bo na rzeczywistym rynku walutowym nie ma czegoś takiego jak "jedna cena". Handel może odbywać się po różnych cenach w tym samym czasie.
A Wy? A Wy gdzie sprawdzacie kursy, które narzuca Wam broker? Macie zielone pojęcie gdzie to zrobić i jak? Próżny trud. Broker będący animatorem rynku (market maker) ma prawo kwotować własne ceny.
Wchodząc na rynki finansowe stajemy przed pytaniem: jak grać, jakim stylem, jakim systemem? W internecie znajdziecie 1000ce gotowych i w dodatku całkowicie darmowych systemów. Który wybrać? Jaki wykorzystać do napisania robota pod forex?
Z tego punktu widzenia ludzi można podzielić na dwa główne typy:
testujących tysiące strategii
testujących 1000 razy jedną strategię
Pierwsza grupa w poszukiwaniu skutecznej strategii podąża od strategii do strategii. Wiecie - coś pozna, poparte ze 3ma samosprawdzającymi się obrazkami na danych przeszłych i z tym "nowoodkrytym graalem" rusza na podbój rynku. Zrobi parę zleceń, zaliczy minus i po tygodniu czy miesiącu zniechęcona stwierdza, że to nie działa - w praktyce zniechęcenie pojawia się zwykle szybciej niż nastąpi porządne przetestowanie. Następnie bierze na warsztat kolejną "cudowną" strategię i kolejną z wiadomym rezultatem. Itd., itd., itd., i tak jakoś czas na rynku finansowym leci (i kasa też). Myślę, że około 100% osób pozostaje przy tym wariancie do końca życia - nie wyrasta z niego - wierzy, że istnieje jakiś nadzwyczajny system na pokonanie rynku i że go w końcu znajdzie. Myślę, że jako przykład może posłużyć dziennik:
Kolega poszukuje "sprawdzonego" systemu dla siebie.
Opisana wyżej grupa stanowi doskonałą pożywkę dla przeróżnej maści forexowych sprzedawców "niezawodnych" maszynek do zarabiania pieniędzy. Spakowanych do postaci szkolenia, e-booka, gotowego robota czy czegoś podobnego. Roi się od nich każdy piksel forexowego internetu.
W ten czy inny sposób przez tą pierwszą grupę każda osoba musi przebrnąć i dalej: albo przejść do drugiej grupy albo pozostać w pierwszej grupie na stałe.
Druga grupa to osoby, które "dotarły" do swojego wymarzonego systemu - swojego graala. Mniejsza o to jak. Czy wypracowały go same, czy zaufały gotowemu produktowi: gdzieś kupionemu, wyczytanemu, wyszkolonemu + pozostałe możliwości. Takie osoby będą swój system testowały do znudzenia po 1000c i więcej razy. Będą go ulepszały, poprawiały znów testowały itd., itd., itd., a czas będzie sobie leciał (i pieniądze też). Takie osoby zwykle nie dadzą powiedzieć złego słowa o swoim systemie (lub jego twórcy, źródle). Będą czuły się "weteranami" rynku, a ich wypowiedzi będą miały mentorski styl sowy mądralki. Przyczyn "niedziałania" sytemu będą szukały wszędzie indziej tylko nie w nim samym: źle dobrane parametry, nie przestrzeganie zasad + wszelki inne możliwości. W ostateczności sięgną po niezawodną linię obrony - przyczyny medyczne - słaba psychika.
Druga grupa osób potrafi swój system dopieszczać latami. Dalej są dwie możliwości: osoba poddaje się i szuka innego sposobu gry czyli tak naprawdę pozostaje na stałe w pierwszej wyżej opisanej grupie albo trwa przy swoim systemie do końca - odwołując się do gier liczbowych - stale obstawia te same cyfry. Myślę, że jako przykład może posłużyć dziennik:
Osoby z drugiej grupy należą do nielicznej mniejszości. Mają wykrystalizowany pogląd na rynek. Ciężko im coś "sprzedać", a w dodatku sieją wątpliwości czyli psują rynek. Z tych powodów ta grupa jest mocno "zwalczana" przez ogromną armię "mentorów", "guru" czy podobnych ludzi od forexowego marketingu oferujących "sprawdzone" systemy. Ich jedynym celem jest zwiększenie sprzedaży i tu nie cofną się przed niczym np.: "zarobiłem 10000% w 8 dni". Ta armia forexowych marketingowców będzie Was przekonywała z całych sił, że tylko wydanie pieniędzy - najlepiej u nich - zapewni Wam sukces na forexie, że zdradzą Wam jakieś "tajemnice", których nigdzie indziej nie ma, że bez ich "mentoringu" nie dacie rady.
Analiza techniczna praktycznie od lat jest jałowa. Pod zmieniającymi się nazwami w kółko "sprzedaje" się to samo. Na szczęście ziarno od plew łatwo oddzielicie. "Ziarno" podzieli się chętnie z Wami wiedzą i to całkiem za darmo. "Plewy" będą dążyły do zamknięcia sprzedaży i będą piętrzyły trudności pod hasłem - pieniądz lubi ciszę.
Ze 30h skondensowanego materiału bez lania wody. Jakie płatne szkolenie jest mu w stanie dorównać?
... kocham Cię na zawsze (strategio)...
Blue Affair & Sasha Dith feat Carlprit - YA ODNA / Я ОДНА (Fan Video)
W jaki sposób można zarabiać na rynkach finansowych (forexie)?
Dużego wyboru nie ma. Można to zrobić na dwa sposoby:
dochód z inwestycji - renta, dywidenda itp.
dochód ze spekulacji - zmiany kursu
Pierwszy sposób jest dość prosty. Kupujecie i kasujecie kasę. Klasycznym przypadkiem będą tu rządowe obligacje o stałym oprocentowaniu. Aktualnie można zwrócić uwagę na obligacje zerokuponowe lub 10latki oprocentowane powyżej oficjalnej inflacji. Dobrym rozwiązaniem są też spółki wypłacające regularnie przyzwoite dywidendy. W obu przypadkach niezależnie od zmian kursów macie szansę odzyskać wyłożone pieniądze i jeszcze zarobić. Kwestia poczekania.
W odniesieniu do forexu takim sposobem będzie poszukanie dodatniego swap'u. Zajmujecie pozycję po ta aby kasować dodatni swap. Dla porównania:
Nie wiem czy ktoś ten sposób stosuje w praktyce na detalicznym forexie - "inwestowanie" w dodatni swap. Nie udało mi się trafić na żaden tego rodzaju dziennik. Jeśli nawet są takie przypadki to raczej występują marginalnie. Pewnie stosowane przez brokerów asymetryczne, zmienne swap'y są wystarczającą przeszkodą dla zastosowania tego sposobu w praktyce - niedokapitalizowani gracze próbują budować pozycje zhedgingowane co wcześniej czy później prowadzi ich do katastrofy.
Drugi sposób polega na spekulacji (hazardzie). Kupujecie dobrze i liczycie na to, że sprzedacie lepiej. Klasycznym przykładem będą tu akcje nabyte w celu odsprzedania po lepszej cenie. Weźmy akcje spółki, która nie wypłaca dywidendy. Na dobrą sprawę takie papiery są bezwartościowe - nie dają żadnego dochodu. Jedynym sposobem zarobienia na nich jest ich odsprzedaż "Jeleniowi" po wyższej cenie. "Jeleń" odkupi je od nas tylko pod jednym warunkiem - musi wierzyć, że znajdzie "Idiotę", który odkupi je od niego po jeszcze wyższej cenie itd. Łańcuszek św. Antoniego?
Nieważne jak dobre informacje płyną z firmy czy o firmie. Czy są prawdziwe czy nie. Jedynym sposobem zarobienia na papierach nie generujących dochodu pozostaje ich sprzedaż po lepszej cenie niż cena zakupu + koszty przeprowadzenia transakcji. Musi nastąpić korzystna zmiana kursu.
Opowieści o współwłasności w przypadku małego inwestora można odłożyć między bajki. Odbije się od bramy. Jego "prawa" to czysta iluzja. Niczym nie dysponuje i o niczym nie decyduje. Powiedzmy mamy spółkę, sprzedajemy 20% akcji przez giełdę. Zebrana kasa po odjęciu kosztów to praktycznie czysty "zysk" - nie musimy wypłacać nigdy żadnej dywidendy. Pieniądze "transferujemy" do spółek zewnętrznych - spółek hub. Dlaczego na NewConnect wołają "NjuPrzekręt"?
Interesującym przypadkiem może być też złoto. Złoto nie generuje żadnego dochodu. Jest kłopotliwe w przechowywaniu. Zapotrzebowanie jest ułamkowe w stosunku do zgromadzonych rezerw: przemysł, biżuteria. Idealna wręcz rzecz do spekulacji. Napędza ją z jednej strony nadzieja na powrót pieniądza opartego na złotym kruszcu, a z drugiej strony obawa przed kataklizmem, który sprawi, że tylko złoto będzie przyjmowane w wymianie, więc lepiej mieć jego zapas na czarną godzinę. Kiedy w 1971 roku Nixon znosił zakaz posiadania złota przez osoby fizyczne jego cena wynosiła 35$ za uncję, a dziś...
Biorąc pod uwagę, że na detalicznym forexie około 100% osób skupionych jest na grze na zmianę kursu jest to czysta gra w "większegojelenia".
Powyżej została opisana subtelna granica pomiędzy zakupem udziału w dochodzie, a zakupem bezwartościowego instrumentu finansowego (nie generującego dochodu) z nadzieją na jego pozbycie się po lepszej cenie - handel marzeniami.
Niezawodne strategie w grze w "większego jelenia"
To może być zaskoczeniem. W internecie znajdziecie dziesiątki, setki, tysiące i więcej systemów, strategii, sposobów gry. Często doskonale opracowanych i w dodatku całkiem za darmo. No jest tego takie morze, że aż trudno uwierzyć - pomysłowość ludzka nie zna granic. Chyba nie starczy życia, żeby to wszystko przerobić. Z kolei ile na ten temat naprodukowano płatnej literatury, szkoleń i innych mediów to chyba nikt nie zliczy. W rzeczywistości spekulować - grać na różnicę kursów, można jedynie na dwa sposoby:
gra z trendem - na kontynuację
gra przeciw trendowi - na odwrócenie (wyprzedzenie trendu)
Koniec. W grze w większego jelenia musi nastąpić ruch ceny, a ruch ma tylko dwie możliwości: w górę lub w dół. Brak zmiany ceny jest tu przypadkiem bez znaczenia - nic na tym nie zarobimy.
Praktycznie każdą z dziesiątek, setek czy tysięcy strategii gry w większego jelenia na jakie natraficie - niezależnie od źródła - da się sprowadzić do jednej z dwóch opisanych wyżej możliwości. Cała reszta to jedno wielkie lanie wady. Strategie różnią się jedynie nazwą i powodem otwarcia pozycji. Dalej idzie tak samo: obstawiana jest kontynuacja ruchu lub jego odwrócenie. Podziwiam autorów, którzy potrafią pisać przez 300 stron o tym co można zmieścić na jednej kartce papieru góra dwóch.
Szczególnym przypadkiem są "ultra sprytne" strategie próbujące łączyć w sobie obie możliwości. Czyli najpierw rozpoznanie czy jest trend czy go nie ma, a dalej tak samo: odpowiednio albo tak albo tak. Dwa w jednym. Strategie "wróżebne" polegają na tym samym np. 5 kwietnia coś się stanie - w domyśle nastąpi ruch ceny (zwykle nie podają w którą stronę).
Macie wątpliwości? No to wymieńcie ile znacie zarabiających sposobów gry w większego jelenia, w których cena się nie zmienia.
Gra z trendem, gra przeciw trendowi
...Na próżno mu dałaś ... (system)
ДиО.фильмы - Ты зря ему дала
Budujemy własny system gry
Wyżej została opisana niezwykle dochodowa strategia gry na forexie - gra w większego jelenia - gra na zmianę kursu. Żadna inna strategia nie da Wam szans na większe zyski. Co bardzo ważne ten sposób handlu może występować w zaledwie dwóch profitowo skutecznych odmianach: gra z trendem - na kontynuację lub przeciw niemu - na odwrócenie. Musi nastąpić ruch ceny w jednym z dwóch możliwych kierunków - nie ma innych zyskownych możliwości. No to wiecie już prawie wszystko o tym jak złożyć własnego Graala do koszenia pipsów. Nie ważne czy będzie obsługiwany ręcznie czy automatycznie. Bierzecie dowolny sposób pomiaru ruchu/trendu (zmiany ceny), bierzecie dowolny sposób otwierania zleceń, dokręcacie zarządzanie pieniędzmi i jeżeli wszystko wyżej przedstawione nie ma słabego punktu to nie ma bata - musicie zarabiać.
Możecie kupić dziesiątki książek. Możecie odbyć setki szkoleń. We wszystkich i na wszystkich będzie to samo - liczenie na zmianę kursu. Różnice będą tylko w nazewnictwie i czułości użytego mechanizmu do otwierania zleceń. Dalej tak samo - nadzieja, że kurs pójdzie w górę albo nadzieja, że pójdzie w dół. Z jakiego powodu? Każdy powód jest dobry. Byle ludzie chcieli za niego zapłacić.
Co w tym jest nie tak?
Macie już graala przyrządzonego jak wyżej - nic tylko wchodzić w ruchy i zgarniać pipsy. Zapuszczacie go na rzeczywistym rynku.... No tak, "czasem" się zdarzy, że zamiast dokładać do Waszego konta będzie odejmował. Co jest - teoretycznie nie jest to możliwe. Wiele osób latami siedzi nad tym problemem. Jest przekonana, że wszystko robi jak trzeba, a kasy wciąż ubywa. Powodów swoich niepowodzeń doszukuję się w niekończącym się ciągu przyczyn. Poczytajcie fora. Czego tam nie ma. Co ciekawe nigdy nawet nie dopuści do myśli przyczyny, którą ja przedstawię niżej.
Jak nalać z pustego w próżne?
Nasz cudowny graal zadziała tylko pod jednym warunkiem. Cały wyżej przedstawiony model nagoni nam kasę o ile szanse na ruch w korzystnym dla nas kierunku będą większe od szansy na ruch w przeciwnym kierunku (pomijam koszty). Takie ciche założenie a priori, które jeżeli już jest wymieniane między wierszami to jako "oczywista oczywistość" nie wymagająca żadnego dowodu. Założenie, że trendy istnieją, a tym samym, że istnieją ich odwrócenia. Wskakujemy w trend - podwieszamy się pod istniejący ruch albo wyprzedzamy trend - przewidujemy odwrócenie i zajmujemy pozycję przeciwną do dotychczasowego ruchu. Dalej pozostaje liczyć zyski.
System gry z trendem ma w sobie zaszyte założenie, że prawdopodobieństwo kontynuacji ruchu jest większe od prawdopodobieństwa jego odwrócenia. System gry przeciw trendowi zakłada z kolei większe prawdopodobieństwo odwrócenia trendu niż jego kontynuacji. No logiczne. Inaczej nie zarobimy.
Skoro przykładowo my otwieramy pozycję w kierunku trendu to znaczy, że ktoś kto przyjmuje od nas taki zakład otwiera pozycję w kierunku przeciwnym do trendu. Skoro my uważamy, że kontynuacja ma większe prawdopodobieństwo niż odwrócenie to on musi myśleć dokładnie odwrotnie - prawdopodobieństwo odwrócenia uważa za większe. I to już nie jest logiczne - suma prawdopodobieństw zdarzeń przeciwnych większa od jedności.
A co jeśli założenie o istnieniu trendów jest nieprawdziwe? Co jeśli prawdopodobieństwo ruchu tak w górę jak i w dół wynosi 50% - w każdej chwili rynek równie dobrze może kontynuować dotychczasowy ruch jak i ruszyć w przeciwnym kierunku? Co jeśli rynek porusza się losowo? Co jeśli w takim razie nie ma możliwości pokonania rynku? Graal nie istnieje? Nie da się więcej zarobić niż daje rynek ? Gra w większego jelenia nie ma ekonomicznego uzasadnienia?
Do tej pory został opisany prawie cały ogół osób grających w większego jelenia. Z grubsza dzieli się on na ludzi:
niepewnych swego - skaczą z koncepcji gry na koncepcję gry
pewnych swego - trzymają się jednej koncepcji gry
Omówione zostały też jedyne dwa istniejące skuteczne sposoby gry w większego jelenia:
gra na kontynuację czyli z trendem
gra na wyprzedzenie czyli odwrócenie trendu
W praktyce drugi podział jest jedynie umowny i wynika z subiektywnego postrzegania czasu przez uczestników. Z punktu widzenia jednostki czasu obejmującej historię pozycji zysk jest możliwy tylko w jednym przypadku - gry z "trendem" - pomiędzy otwarciem, a zamknięciem musi nastąpić korzystna zmiana ceny.
Na marginesie
Została nam do omówienia jeszcze jedna grupa graczy. Marginalna, ale wypada o niej wspomnieć skoro istnieje. Ta grupa nie ma dobrych notowań u całej reszty i jak przystało na "margines" obrzucana jest za swoje poglądy odpowiednimi epitetami.
Czym ta grupa zawiniła? O zgrozo - twierdzi, że nie da się pokonać rynku. Rynek jest na tyle losowy,że nie da się zarobić na spekulacji. Jeśli nawet są jakieś odchylenia to i tak koszty handlowe zjadają zyski i taka zabawa nie ma ekonomicznego uzasadnienia. Konsekwencją tego stanowiska jest to, że tak analiza techniczna jak i analiza fundamentalna nie są w stanie poprawić wyników ponad to co daje rynek. Nie da się skutecznie przewidywać przyszłości rynków finansowych. W każdej chwili może zajść zdarzenie losowe, które zakłóci wszelkie nawet najlepsze "teoretyczne" przewidywania. Z tej perspektywy cała "oferta" branży okołogiełdowej czy okołoforexowej to nabijanie ludzi w butelkę.
Czym zajmuje się ta grupa? No nie uwierzycie. Ci "jajogłowi" często zaludniają korytarze ośrodków akademickich i podobnych. Co oni tam robią? No nie uwierzycie. W oparciu o modele stochastyczne (losowe) wymyślają coraz to nowe instrumenty finansowe, którymi potem cała reszta "gra" z przekonaniem, że te instrumenty nie są losowe.
Iluzja
grupowania jest naturalną tendencją ludzi do zauważania wzorców tam,
gdzie w rzeczywistości ich nie ma. Ponieważ elementy każdego układu
pozostają ze sobą zawsze w jakiejś relacji, jeśli jest ich wystarczająco
wiele, to zawsze możemy znaleźć wśród nich coś, co będzie sprawiało
wrażenie regularności. Szczególnym przykładem takich znajdowanych
sztucznie regularności są gwiazdozbiory na nocnym niebie. W
badaniach psychologicznych iluzję grupowania łatwo zaobserwować,
prezentując ludziom ciągi losowe i regularne i prosząc o ocenę ich
losowości. Przykładowo większość ludzi określi sekwencję
"OXXXOXXXOXXOOOXOOXXOO" (Gilovich, 1993) jako nie-losową, podczas gdy w
rzeczywistości posiada wszelkie cechy sekwencji wygenerowanej losowo
(prawie równa liczba obu symboli i czterech możliwych sąsiadujących
par). W losowych sekwencjach ludzie oczekują zwykle większej liczby
alternacji, niż wynikałoby to ze statystyki. W rzeczywistości większość
losowo wygenerowanych ciągów jest oceniana jako prawdopodobne. Innym
przykładem są odpowiedzi w testach jednokrotnego wyboru. Rozwiązujący
testy uznają zwykle, że długi ciąg tych samych liter jest mało
prawdopodobny i zdarza się, że wybierają nieprawidłową odpowiedź jedynie
po to, żeby złamać serię. Amerykańskie egzaminy SAT biorą ten fakt pod
uwagę.
Wszystkie
formacja analizy technicznej czyli dane "pogrupowane" we wzorce
odnajdziecie na wykresach wygenerowanych w sposób
całkowicie sztuczny. Człowiek nie będzie w stanie ich rozróżnić -
analityk techniczny też.
Każda
poczytna książka dotycząca tematu analizy technicznej napisana jest w
ten sam sposób. Opis "formacji", dobrane historyczne 1-3 przykłady
graficzne na "potwierdzenie" skuteczności, kolejna "formacja" z "dowodami" i ...
kolejna i ... kolejna i tak do końca. Po przeczytaniu i obejrzeniu
dziesiątek i setek dopasowanych "sprawdzonych" wykresów pozostaje Wam
krzyknąć:
- Eureka, jakie to proste !!!
W swojej "Analizie
technicznej" John J. Murphy pędzi tak przez ponad 500 stron. Chyba chce
zajeździć umysły czytelników iluzją grupowania. Nawet mu się udało bo
książka została okrzyknięta "Biblią analizy technicznej" i sprzedaje się
od lat bardzo dobrze. Niestety autor nie zamieścił żadnych testów czy
wyników badań nad przydatnością opisanych "formacji".
Napracował się, ale co z tego dla nas - nic. Dla niego zdaje się też
(pomijając sowite wpływy z kolejnych wydań i praw autorskich) bo autor
zapomniał napisać, że sam nie gra na giełdzie.
Jak
wam się chce rozrysujcie wszystkie "formacje" gry w 3 karty - nie ma
ich dużo, a potem z tą kartką idźcie pograć przeciw bazarowemu
"brokerowi". Powodzenia.